czwartek, 21 kwietnia 2016

Michał Książek,

MICHAŁ KSIĄŻEK

Kolejny gość naszego majowego spotkania ,,Obiady Czwartkowe we Wtorek"
Michał Książek,
autor świetnie przyjętego debiutanckiego reportażu "Jakuck.
Słownik miejsca", tym razem bohaterem swojej opowieści uczynił nie miasto, lecz...
drogę.

Tytułowa droga nr 816, zwana również Nadbużanką, biegnie z północy na południe,

wzdłuż granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej. Droga to niezwykła, bowiem
za nią jest już tylko Bug, a za Bugiem – mityczny Wschód, Azja, step, który ciągnie
się aż do wybrzeży Japonii... Asfaltowa, miejscami dziurawa, wąska droga nr 816 jest
więc nie tylko drogą – jest Granicą, Przedmurzem, Płotem oddzielającym Unię
Europejską od nie-Unii, katolicyzm od prawosławia, "nasze" od "ich", "tam" od "tu",
barbarzyństwo od cywilizacji... Efektem wędrówki Nadbużanką jest ta znakomita
opowieść o pograniczu, splątaniu i nakładaniu się na siebie kultur, kierunków,
wyznań oraz znaczeń... - Wśród pasterzy Syberii i stepowej Azji panuje zwyczaj
śpiewania w czasie pracy, która często jest podróżą. Koczownicy wyśpiewują to,
co ich otacza i co napotykają w czasie wędrówki. Kiedy zapytać, o czym jest ich
pieśń, nie będą w stanie powiedzieć. Jeśli poprosić o tytuł, uśmiechną się z
zakłopotaniem. Pytanie, czy tekst został gdzieś zapisany też nie ma sensu,
bo tekstem jest sam widok i świat wokół. Taka jest ta książka; polska, ale też
syberyjska i stepowa. Z tą jednak różnicą, że tekst został spisany - mówi autor Michał
Książek. Fragmenty książki Niosłem już kilkadziesiąt ciężkich spojrzeń, od Horodła.
Spojrzenia znad rąbanego drewna, znad zarzynanej świni, zza firanek, z głębi
stodoły. Z wysokości siodełka ursusa trzydziestki, z boku, z tyłu. Spojrzenia pijanych,
palaczy i nieufnych trzeźwych. Obcy, który idzie pieszo może przynieść tylko
nieszczęście. Zapewne chce coś ukraść. Dlaczego nie jest w pracy?
Czy można ufać człowiekowi, którego nie stać nawet na passata?
Na pewno to zwiadowca, ma mapy, lornetkę, ma aparat. Kiedy mówię o ptakach,
niektórzy wybuchają śmiechem. Przeszedłem x kilometrów wzdłuż Przedmurza,
po jego chrześcijańskiej stronie, a nikt ani razu nie powiedział "dzień dobry".
Oprócz chłopca pod synagogą we Włodawie. To było jedyne "dzień dobry"
od samego Horodła. - Ja jestem tutejszy – powiedział i stało się oczywistym,
że ja nie, że jestem "tamtejszy". Zza horyzontu, z sinej dali, z odległości,
o której często mówili surowo: w pizdu albo w chuj daleko.
I że moje "tam" jest gorsze od jego "tutaj", i jakieś niedookreślone, niejasne,
bez granic. Że nie wiadomo jaki tam kościół, co w polu rośnie i jacy ludzie.
Był tutejszy, częścią tutaj, miejsca, i zdawało się, tego oczekiwał od ludzi.
"Tutaj" było w miejscu, gdzie staliśmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz