czwartek, 11 maja 2017

HISTORIA -SOLIDARNOŚĆ

Uwaga!!!

W dniu 17 maja 2017 r. godz. 10.00 wykład z historii
Sala obrad Starostwa Powiatowego w Gryfinie ,
ul. Sprzymierzonych 4
wykładowca - Stanisław Mirosław Witkowski
Parę słów o wykładowcy




Data publikacji: 2015-11-23 15:05
Ostatnia aktualizacja: 2017-03-07 23:28

STANISŁAW MIROSŁAW WITKOWSKI



W poniedziałek w Szczecinie dr Łukasz Kamiński, prezes Insytutu Pamięci Narodowej, wręczył przyznawane decyzją Prezydenta RP Krzyże Wolności i Solidarności. Tym ustanowionym pięć lat temu odznaczeniem honorowani są działacze opozycji wobec dyktatury komunistycznej w PRL.
Na liście osób, które otrzymali Krzyże, znaleźli się: Paweł Bartnik, Irena Bieńkowska, Jerzy Chmura, Leszek Duklanowski, Grzegorz Durski, Władysław Dziczek, Waldemar Gil, Danuta Jeżowska-Kaczanowska, Antoni Kadziak, Longin Komołowski, Ryszard Konopiński, Wiesław Krajewski, Andrzej Kropopek, Michal Kurowski, Sławomir Lener, Marian Malcherek, Piotr Mync, Stefan Niewiadomski, Wojciech Soiński, Eugeniusz Szerkus, Wojciech Tadajewski, Marek Tałasiewicz, Jan Tarnowski, Ryszard Ukielski, Mieczysław Ustasiak, Stanisław Wądołowski oraz Mirosław Witkowski.

Mirosław Witkowski, ur. 24 III 1955 w Gryfinie k. Szczecina. Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, kierunek filozofia (2000).
1974-1980 pracownik fizyczny w Zakładach Suchej Destylacji Drewna w Szczecinie, 1980-1981 pracownik techniczny w Teatrze Lalek Pleciuga, 1983-1984 stolarz w prywatnym Zakładzie Stolarskim w Szczecinie, 1984-1989 referent w Biurze Projektów Gryfprojekt tamże. Od 1977 współpracownik KOR, następnie KSS KOR, kolporter „Biuletynu Informacyjnego” KOR/KKS KOR, uczestnik wykładów Uniwersytetu Latającego, od 1978 w ramach TKN, uczestnik ROPCiO w Szczecinie, kolporter wydawnictw niezależnych ROPCiO tamże oraz literatury emigracyjnej. 1978-1981 współpracownik redakcji niezależnego pisma „Robotnik”. 11 X 1979 współzałożyciel i współorganizator WZZ Pomorza Zachodniego (z Janem Witkowskim, Stefanem Kozłowskim, Kazimierzem Doboszem, Tadeuszem Kociełowiczem, Danutą Grajek, Zdzisławem Podolskim), zaangażowany w działalność edukacyjną (historia ruchu związkowego, prawo pracy) i wydawniczą, redaktor niezależnego pisma „Robotnik Szczeciński”, organizator kontaktów z WZZ w Gdańsku: Bogdanem Borusewiczem, Andrzejem Gwiazdą, Krzysztofem Wyszkowskim, Anną Walentynowicz.
Od IX 1980 w „S”; od 1981 pracownik Biura Informacji w ZR „S” Pomorza Zachodniego.
13 XII 1981 internowany, po krótkim pobycie na Komisariacie MO w Gryfinie, w Ośr. Odosobnienia w Goleniowie, od I 1982 w Wierzchowie (współtwórca pisma internowanych „Wierzchowo Nius”), od VI 1982 w Strzebielinku (autor tekstów do prasy podziemnej o sytuacji więzionych), zwolniony 23 XII 1982. 1983-1989 działacz struktur podziemnych „S”, kolporter podziemnych wydawnictw w Gryfinie i Szczecinie, uczestnik demonstracji; 23 XI 1984 sygnatariusz deklaracji założycielskiej (z Janiną Trojanowską, Janem Kosteckim, Grzegorzem Ostrowskim, Winicjuszem Góreckim, Z. Podolskim, Anną Zelny, Eleonorą Krzyżak) Regionalnego Społecznego Obywatelskiego Komitetu Obrony Praworządności Regionu Pomorza Zachodniego: 23 XI 1984 wystąpiono o legalizację, 30 XI 1984 odmowa, sygnatariusz protestu skierowanego do Sejmu PRL, Przewodniczącego Rady Państwa, Prokuratury Generalnej i Komisji Praw Człowieka w ONZ przeciwko odmowie zarejestrowania RSO KOP. 17-24 III 1985 uczestnik głodówki protestacyjnej w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej w obronie uwięzionego Marka Adamkiewicza, następnie działacz powołanego tam Ruchu WiP, uczestnik akcji WiP. Działacz Duszpasterstwa Akademickiego u oo. Jezuitów w Szczecinie, uczestnik spotkań ze środowiskiem czechosłowackiej Karty 77. Kilkadziesiąt razy zatrzymywany, poddawany rewizjom, w 1986 oskarżony o udział w RSO KOP, sprawę umorzono na mocy amnestii. 1987-1989 wydawca należącego do pierwszej fali polskich art-zinów pisma literackiego „Skafander” dla młodzieży sympatyzującej z WiP.
1990-1994 redaktor w tygodniku ZR „S” Pomorze Zachodnie. „Jedność”, w 1991 współorganizator pierwszego radia komercyjnego As, w 1993 współorganizator i dyr. Radia ABC, 1995-2003 redaktor w „Szczecińskim Przeglądzie Aktualności Kulturalnych”, od 2004 pracownik Centrum Informacji w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2006).
Do 28 II 1986 rozpracowywany przez Wydz. V WUSW w Szczecinie w ramach KE krypt. Zecer.
Sylwia Wójcikowa


Wolne i niezależne
2013-06-10 12:29
Mateusz Wyrwich

Przed trzydziestu pięciu laty powstały Wolne Związki Zawodowe. Założyła je niewielka grupa pracowników, niezależnie od siebie, w trzech miastach: Katowicach, Gdańsku i Szczecinie. Ich liderami byli Kazimierz Świtoń, Krzysztof Wyszkowski i Mirosław Witkowski. Wolne Związki Zawodowe stały się prekursorem NSZZ „Solidarność”. Założyciele jako podstawowy cel stawiali walkę o prawa pracownicze. Przez cały czas swojej działalności byli prześladowani przez Służbę Bezpieczeństwa

Kazimierz Świtoń mieszka w starej kamienicy na skraju śródmieścia Katowic. Mimo że kilka lat temu skończył osiemdziesiątkę, nadal jest aktywny. Ciągle spotyka się z gronem osób niegdyś związanych z działalnością opozycyjną. W jego mieszkaniu wciąż też bywają ludzie z jakimiś niezałatwionymi od dawna sprawami... do załatwienia. Na murze kamienicy, w której mieszka, widnieje ufundowana w 2009 r. przez Urząd Miasta tablica z napisem: „W tym domu z inicjatywy Kazimierza Świtonia utworzono w lutym 1978 roku pierwsze w PRL Wolne Związki Zawodowe”.

- Kiedy założyłem Wolne Związki Zawodowe w Katowicach i po wielu przesłuchaniach nie udało się komunistom zniechęcić mnie do działalności, służby bezpieczeństwa próbowały mnie zastraszyć - opowiada Kazimierz Świtoń. - Gdy się nie poddałem, usiłowano zastraszać moją rodzinę. A gdy i to nie pomogło, ciężko mnie pobito. Później oskarżono moich synów o kradzież. Żeby zaś zniechęcić do mnie ludzi z Komitetu Obrony Robotników, nazwano mnie antysemitą. Wreszcie ktoś w SB wpadł na pomysł, wykorzystując moją pryncypialność, aby przedstawić mnie jako szaleńca. I udało się. Ta etykietka krąży za mną do dnia dzisiejszego.

Od lat 50. ubiegłego wieku Kazimierz Świtoń pracował w kilku różnych fabrykach. Kiedy ukończył kurs mechaników radiowo-telewizyjnych, rozpoczął pracę jako monter tych urządzeń w Zakładach Usług Radiowych i Telewizyjnych. Na początku lat 60. założył własny warsztat. Chodząc po mieszkaniach, zauważył, że ludzie szybko nabierają do niego zaufania. Otwierają się. Krytykują władzę komunistyczną, której i on nie akceptował. Zaskoczony taką szczerością, uznał w końcu, że powinny powstać wolne związki. Ale początkowo nie mógł znaleźć zwolenników dla swojego pomysłu. Dopiero po strajkach w Radomiu i Ursusie nawiązał bliższy kontakt z pracownikami Huty Katowice i środowiskiem górniczym, a także z ks. Franciszkiem Blachnickim. Dodatkową inspiracją dla niego stało się powstanie Komitetu Obrony Robotników. To sprawiło, że podjął decyzję o założeniu Wolnych Związków Zawodowych na Śląsku. 23 lutego 1978 r. w mieszkaniu Kazimierza Świtonia odbyło się pierwsze spotkanie założycielskie Komitetu Pracowniczego Wolnych Związków Zawodowych, jak brzmiała pełna nazwa Związku. Wśród założycieli, oprócz gospodarza domu, znaleźli się Tadeusz Kicki, Roman Kściuczek, Ignacy Pines i Władysław Sulecki. Później dołączyli: syn Świtonia, Jan, oraz Bolesław Cygan, Zdzisław Mnich i Stanisław Tor. Niebawem zaczęto też wydawać własne pismo „Ruch Związkowy”. W swoim pierwszym oświadczeniu założyciele, opisując ekonomiczny i moralny stan klasy robotniczej, nawoływali pracowników na terenie całego kraju do zakładania wolnych związków w obronie swoich interesów, „(...) bo tylko wspólnymi siłami mamy szansę wydobywać się z wyzysku (...)”.
Wolne Związki na Wybrzeżu
W dwa miesiące później w Gdańsku zawiązały się Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Działały przede wszystkim w środowisku robotniczym. Ich założycielem był Krzysztof Wyszkowski, dziś publicysta i propagator historii „Solidarności”, wówczas robotnik z wyboru i pasjonat żeglarstwa działający w KOR. Wśród dwudziestki założycieli gdańskiej struktury WZZ znaleźli się m.in.: Maryla Płońska, Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz, Bogdan Borusewicz, Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Jacek Taylor, Lech Kaczyński, Antoni Sokołowski, Antoni Szołoch, Lech Wałęsa, Jan Zapolnik. Głównym doradcą WZZ został Lech Kaczyński, późniejszy autor niemal wszystkich postulatów stawianych podczas negocjacji z rządem w czasie sierpniowego strajku 1980 r. w Stoczni Gdańskiej. W deklaracji założycielskiej współtwórcy WZZ podkreślali, że niezależny ruch związkowy w Polsce przestał istnieć wraz z objęciem władzy przez komunistów i ich satelickie ugrupowania: SD i ZSL. W dokumencie pisano m.in.: „Pamiętając tragiczne doświadczenia Grudnia 1970, opierając się na oczekiwaniach licznych grup i środowisk społeczeństwa Wybrzeża, podejmujemy śląską inicjatywę tworzenia wolnych związków zawodowych. Dziś, w przededniu 1 maja, święta od ponad 80 lat symbolizującego walkę o prawa robotnicze, powołujemy Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Celem Wolnych Związków Zawodowych jest organizacja obrony interesów ekonomicznych, prawnych i humanitarnych pracowników. Wolne Związki Zawodowe deklarują swą pomoc i opiekę wszystkim pracownikom bez różnicy przekonań czy kwalifikacji”.

Również na Pomorzu Zachodnim
Mirosław Witkowski z podszczecińskiego Gryfina, będąc jeszcze uczniem liceum, podczas wakacji pracował w miejscowych zakładach i poznawał środowisko robotnicze. Słuchał Janis Joplin, Jimiego Hendriksa, Led Zeppelin, Uriah Heep i im podobnych. Uważał to za swój sposób łączności z Zachodem. Jak podkreśla - krok do wolności. Nie pomijał jednak polskiej piosenki czy literatury, głównie romantycznej. Polityczna kontestacja młodzieńca miała też i mocniejsze akcenty: w przeciwieństwie do ojca, który słuchał RWE z uchem przy radioodbiorniku, on audycjami z Monachium dzielił się z innymi… szeroko otwierając okno. Nic jednak nie wskazywało, że zajmie się polityką. Lecz z czasem ustrój totalitarny zaczął mu coraz mocniej dokuczać. Wspólne rozmowy z bratem Janem doprowadziły młodzieńców do przekonania, że przeciwko temu, co się dzieje w kraju, konieczny jest opór. Jeszcze nie instytucjonalny, ale intelektualny. Potrzebna jest niezgoda na oportunizm, na umysłową niewolę. Niebawem dowiedzieli się o grupach i grupkach spiskujących przeciwko komunistom. - Do tego czasu byłem trochę zdumiony, że ludzie przechodzą bez emocji wobec tego, co się dzieje w Polsce. Wobec tej dehumanizacji - mówi Mirosław Witkowski, dziennikarz i poeta. - Że nie mając wolności i niepodległości, przechodzą wobec tego tak obojętnie.

W 1978 r. Mirosław Witkowski nawiązał kontakt z warszawskimi środowiskami opozycyjnymi i rozpoczął podróże do Warszawy po bezdebitową prasę, książki, na wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych. Tu poznawał ludzi działających w różnych skupiskach opozycyjnych: Gdańska, Lublina, Łodzi, Poznania i Krakowa, gdzie właśnie powstał Studencki Komitet Solidarności. Dodatkową inspiracją do działania w „jakiejś formie organizacyjnej” stał się dla młodych Witkowskich strajk w czerwcu 1976 r. w elektrowni „Dolna Odra” nieopodal Gryfina. Zainicjował go zresztą brat Mirosława, Jan Witkowski, pracujący tam jako elektromonter. Robotnicy, podobnie jak w zakładach Radomia czy Ursusa, zaprotestowali przeciwko podwyżkom cen. Podczas tych wydarzeń i później w Gryfinie wokół braci Witkowskich zaczęło gromadzić się środowisko tych, którzy mieli odwagę i chęć sprzeciwić się władzy. Oni sami również bywali na wcześniej już powstałych „opozycyjnych salonach” Szczecina, m.in. u Jezuitów na Pocztowej, gdzie poznali działaczy skupionych wokół Kościoła. Nawiązali też kontakt z Punktem Konsultacyjnym Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, który działał w Szczecinie od października 1977 r. Tam poznali starszych od siebie o pokolenie Jana Tarnowskiego, Ewarysta Waligórskiego, Michała Platera-Zyberka. A ze swojego pokolenia m.in. Przemysława Fenrycha i Michała Paziewskiego. Zaczęli też nawiązywać kontakt z robotnikami zakładów w Gryfinie oraz z wielkim skupiskiem, jakim było środowisko pracowników szczecińskich zatrudnionych w stoczniach: „Warskiego”, „Gryfia”, „Parnica”. W Porcie czy w pobliskich zakładach chemicznych w Policach. Poznali też ludzi z innych, mniej „sztandarowych” zakładów pracy. I tak, mając już niewielkie grupki sympatyków opozycji, zaczęli przygotowywać się do założenia związków zawodowych. Siły i przekonania, że jest to potrzebne i możliwe, dodał im wybór kard. Karola Wojtyły na papieża. - Miałem pewność, że wybór papieża przyniesie jakąś nową wartość - mówi Mirosław Witkowski. - Czułem przez skórę, że nam się od tego momentu uda. Nie wiedziałem, w jaki sposób, ale wiedziałem, że coś wywalczymy. Nie przypuszczałem, że Polska będzie niepodległa, ale że coś się wydarzy.

Tymczasem komuniści, chcąc spacyfikować lidera WZZ na Pomorzu Zachodnim, powołali Mirosława Witkowskiego do wojska. Nie przeszkodziło to jednak w rozpoczętym działaniu. Jedynie opóźniło powołanie WZZ. Po powrocie Mirosława z wojska obaj bracia spotkali się z działaczami Wolnych Związków Zawodowych Śląska i Gdańska. Ci absolutnie poparli ich pomysł. W październiku 1979 r. Witkowscy powołali więc Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Pomorza Zachodniego, dołączając w ten sposób do dwóch już istniejących. W skład Komitetu Założycielskiego weszli m.in.: bracia Witkowscy - Jan i Mirosław, a także: Danuta Grajek, Kazimierz Dobosz, Tadeusz Kociełowicz, Stefan Kozłowski, Bronisław Modrzejewski, Zdzisław Podolski. Założyciele w swej deklaracji odwoływali się do powstałych wcześniej WZZ w Katowicach i Gdańsku. A w listopadzie wydali już pierwszy numer „Robotnika Szczecińskiego”.

- Ludzie z ciekawości brali bibułę. Już choćby dlatego, że była miejscowa - wspomina Mirosław Witkowski. - Niekoniecznie musiało się to przełożyć na ich opozycyjną postawę czy działalność w fabrykach, ale w niektórych instytucjach, takich jak Port czy Parnica, wpływ „bezdebitów” na podejmowane decyzje był znaczący. W sposób widoczny np. doprowadziły do tego, że to właśnie robotnicy „Parnicy” rozpoczęli strajk w Szczecinie w sierpniu 1980 r. i zainspirowali do strajku największy zakład, jakim była Stocznia Szczecińska im. Adolfa Warskiego. Po Sierpniu 1980 już zacząłem patrzeć inaczej na ewentualną niepodległość Polski. Wydawała mi się bardziej realna.

Aktywność trzech Wolnych Związków Zawodowych promieniowała na cały kraj, mimo wielu szykan podejmowanych przez SB i prób storpedowania ich działalności czy to przez aresztowanie działaczy, czy to przez nękające ich przesłuchania, zastraszanie. Jednak dzięki wytrwałości i odwadze niewielkiej grupki ludzi możliwe stały się strajki w sierpniu 1980 r. i późniejsze wywalczenie NSZZ „Solidarność”. A w konsekwencji doprowadzenie Polski do niepodległości. - Uważam, że wielka w tym zasługa również Kościoła, który nie w jakiś manifestacyjny, ale w skuteczny sposób popierał ówczesną opozycję, a w szczególności Wolne Związki Zawodowe. Związki podkreślające swój chrześcijański charakter - mówi dziś Mirosław Witkowski.


KOR - spotkanie po 40 latach
Administrator Aktualności 29 wrzesień 2016
W przygnębiającej rzeczywistości lat 70. i 80. było miejsce na romantykę. - Dzięki ludziom, którzy wypracowali program oporu bez przemocy, tworzyło się społeczeństwo obywatelskie - tak o latach działalności Komitetu Obrony Robotników mówił były opozycjonista, historyk dr Michał Paziewski. Tematem środowego spotkania Stowarzyszenia Dziennikarzy RP „Pomorze Zachodnie” była "Romantyka Komitetu Obrony Robotników", który obchodzi 40 rocznicę powstania.

W cyklu „Spotkania przy kominku” w sali kameralnej Szczecińskiego Inkubatora Kultury w dyskusji udział wzięli zachodniopomorscy korowcy. Poprzedził ją pokaz filmu dokumentalnego „Piosenka z kluczem” w reżyserii Ewy Szprynger. Ten poruszający dokument mówił o narodzinach działalności KOR-u po represjach radomskich robotników. W 1976 r. zaprotestowali oni na ulicach przeciw radykalnym podwyżkom cen żywności.

KOR, nazywany dziś opozycją przedsierpniową, gromadził wokół siebie ludzi różnych środowisk: zwykle młodych z ideałami, hartem ducha, wrażliwością i odwagą. Wspierali oni represjonowanych organizując: zbiórki pieniędzy dla żon i matek aresztowanych, porady prawne oraz wsparcie psychiczne. W ten sposób korowcy sami stawali się przedmiotem zainteresowania oraz represji UB i milicji.

Spotkanie z bohaterami tamtych czasów poprowadziły Anna Kolmer, przewodnicząca SDRP "Pomorze Zachodnie" i Małgorzata Furga.

- Byliśmy impregnowani. Teksty do drugoobiegowych gazetek pisaliśmy pod nazwiskiem, ale wydawcy i kolporterzy byli utajnieni. W latach siedemdziesiątych czytałem "Dzienniki" Gombrowicza, "Archipelag Gułag" Sołżenicyna i Kulturę Paryską, ale nigdy nie pytałem, skąd to jest - wspominał dr Michał Paziewski, przed Sierpniem ’80 współpracownik „Biuletynu Informacyjnego” Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, po Sierpniu ’80 redaktor tygodnika „Jedność”, w stanie wojennym redaktor pisma „Grot”, organu stoczniowej „Solidarności”, miesięcznika społecznego „Obraz”, podczas strajku w sierpniu 1988 roku w Porcie „Biuletynu Solidarności”.

Po latach wyjaśniło się, że część drugoobiegowej literatury znalazło się w Szczecinie dzięki kpt. ż. w. Józefowi Gawłowiczowi. Przez ponad ćwierć wieku przemycił on do Polski ponad półtora tony wydawnictw emigracyjnych, głównie Instytutu Literackiego w Paryżu. - Do Maisons-Laffitte wchodziło się jak do Sezamu: Gombrowicz, Miłosz, Kisielewski, Sołżenicyn. Na statku mieliśmy bibliotekę, gdzie na półce fachowej literatury było sześć sztuk, a na dole w sejfie kapitańskim Kultura Paryska - interesująco opowiadał kapitan. - Kiedy przypływałem na Nawigatorze, bałem się, że z Wałów Chrobrego mnie obserwują. Zawsze wiozłem jedną, dwie kilogramowe paczki i tak przez 26 lat. Na początku Jerzy Giedroyć mówił: "Jak wpadniesz, powiedz, że w parku znalazłeś". Niektórzy wpadali po 2-3 latach, ale ja miałem chyba chody u Najwyższego.

Kapitan przyznał, że Kulturę i biuletyny przewoził też w puszkach z napisem "Mielonka mięsna", przekazywał powielacz szwedzkiemu wydawcy, spotykał się z korespondentem Wolnej Europy w Holandii. O Jerzym Giedroyciu powiedział: - Nie publikował rzeczy słabych, miał niesamowite wyczucie do dobrej literatury.

Działalność KOR-u swoimi nazwiskami uwierzytelniały wybitne osobowości ze świata: kultury, literatury, nauki, opozycjoniści. Mówił o tym podczas spotkania Mirosław Witkowski, współtwórca Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Pomorza Zachodniego, redaktor „Robotnika Szczecińskiego”, gryfińskiego pisma „Krawędź”, kwartalnika „Pismo Ruchu Wolność i Pokój”, wydawca artzinów „Garaż” i „Skafander”: - W radiu Wolna Europa usłyszałem numer telefonu do Jacka Kuronia i pojechałem do niego, tak zaczęła się moja działalność - opowiadał. - Ten numer pamiętam do dzisiaj, bo wszyscy w razie aresztowania mieliśmy mówić: "Nie jestem kryminalistą, proszę dzwonić pod numer 39 39 64".

Pamięta go również Marek Adamkiewicz, przed Sierpniem ’80 rzecznik Studenckiego Komitetu „Solidarności” na Uniwersytecie Wrocławskim, po Sierpniu ’80 założyciel Niezależnego Zrzeszenia Studentów w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Szczecinie, w stanie wojennym współtwórca Akademickiego Ruchu Oporu, lider Ruchu „Wolność i Pokój”. - We Wrocławiu zaangażowałem się w SKS (Studencki Komitet Solidarności), później KOR. Włączyłem się w protest etyczny przeciwko zabójstwie w Krakowie studenta Staszka Pyjasa i kiedy pewnego razu ubecy wpadli na nasze spotkanie do jednego z mieszkań, Antonina Krzysztoń złapała za słuchawkę i przebieg zdarzeń relacjonowała Kuroniowi na żywo - mówił.

Spotkania z przedstawicielami wolnej elity podtrzymywały na duchu. Byli wśród nich: Stefan Kisielewski, Jerzy Andrzejewski, Marek Edelman, Adam Michnik i wiele innych osobowości. Działał też Latający Uniwersytet. - Kiedy już po sierpniu, gdy powstał NZS, Barańczak, czy Kisielewski przyjeżdżali do Szczecina, wypełniały się całe aule. Kuroń kilkakrotnie się wybierał, ale zawsze go zatrzymywali. Raz udało mu się dotrzeć, lecz przed spotkaniem wyprowadzono go w kajdankach. Te środowiska cieszyły się wielką estymą, a nas to nobilitowało - opowiadał dr Paziewski.

Zdarzało się, że przypadkowi ludzie im pomagali. Mirosław Witkowski, wracając z Warszawy z bibułą pociągiem, pokazał konduktorowi co przewozi. Poprosił o zatrzymanie pociągu przed dworcem głównym. Udało się, wyszedł, a na dworcu była obława. Podczas spotkania działacze KOR-u nie mówili o heroizmie i poświęceniu, lecz bardziej o zaangażowaniu emocjonalnym. Dla nich ta niebezpieczna działalność była naturalnym ludzkim odruchem. Przyznali, że stanowiła ona przyczynek do późniejszego powstania Solidarności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz